Najstarszą osadą w obecnym regionie (gminie) ryglickim jest Lubcza. Najprawdopodobniej osada ta powstała w początkach panowania pierwszych Piastów, a pierwsza historyczna i udokumentowana wzmianka pochodzi z 1197 roku. Jan Długosz w jednej ze swoich kronik „Roczniki Czyli Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego. Księgi V i VI”, przy okazji wizyty w Polsce legata papieskiego Piotra z Kapui wymienia Lubczę jako jedno z miejsc jego wizytacji: „Piotr kardynał-diakon tytułu Panny Marii na Via Lata, zwany pospolicie Kapuańczykiem, wysłany przez papieża Celestyna III jako legat Stolicy Apostolskiej w celu przeprowadzenia reform w Kościele polskim, przybywa do Polski. Przed bramami miasta Krakowa przyjął go z wielkimi honorami biskup krakowski Fulko i procesje wszystkich kościołów. Pierwszy zjazd odbył się w Krakowie, drugi w Lubczy, potem kolejno przenosząc się do diecezji: gnieźnieńskiej, wrocławskiej, poznańskiej, płockiej, włocławskiej, chełmińskiej i lubuskiej, o to głównie się zatroszczył przy reformie Kościoła, żeby duchowni wyrzekali się kobiet i nałożnic i prowadzili wstrzemięźliwe i czyste życie, które by mogło być przykładem dla świeckich. Bo wielu księży w tym czasie miało żony, jakby byli do tego uprawnieni”.
Zapisy te pozwalają przypuszczać, że wieś ta istniała zapewne już znacznie wcześniej, a wskazana data jest jedynie pierwszą historyczną wzmianką potwierdzającą istnienie miejscowości. Skąd takie założenia? Otóż wizyta legata papieskiego to nie jest akt lokacyjny wsi, który potwierdza jej utworzenie, a tak wysoki dostojnik kościelny, któremu towarzyszyła niemała, z pewnością, świta osobistości kościelnych i świeckich, a także grupa rycerstwa nie zatrzymałby się na postój w powstającej lub dopiero co powstałej osadzie. Domniemywać przeto należy, że Lubcza istniała już jakiś dłuższy czas, a na dodatek była już wówczas parafią, bowiem kardynał Piotr z Kapui przybył do Polski, by napominać księży oraz zachęcać ludność świecką do wstępowania w związki małżeńskie. Są to oczywiście teoretyczne spekulacje, bowiem nie zachowały się żadne inne informacje poza wspomnianymi zapiskami Długosza o istnieniu tej miejscowości, czy to w postaci aktu lokacyjnego czy też utworzeniu parafii. Jednak logiczna analiza tych istniejących nakazuje przyjąć takie właśnie założenia. Dodać należy, że rok 1197. został oficjalnie uznany przez władze samorządowe jako data powstania wsi Lubcza, a potwierdzeniem tego faktu było uroczyste i huczne świętowanie 800-lecia powstania miejscowości w 1997 roku. Ponieważ w przetrwałych zapisach z tamtych czasów przy okazji wymieniania Lubczy nie występują żadne wzmianki o ich właścicielach, należy uznać, że Lubcza była wsią królewską, a dowodzą tego późniejsze zapisy innych dokumentów dalej wymienionych.
W wielu opracowaniach opisujących historie i genezy powstawania różnych miejscowości ich autorzy podają informacje, że dana miejscowość została założona na prawie polskim inna zaś na prawie niemieckim (magdeburskim). Tak jest i również w przypadku Lubczy, o której autorzy piszą, że Lubcza Dolna została założona na prawie niemieckim, a Lubcza Górna na prawie polskim.
Średniowieczna Lubcza administracyjnie i terytorialnie początkowo przynależała do kasztelani bieckiej, jednak po rozbiciu dzielnicowym została włączona do Ziemi Sandomierskiej (województwa sandomierskiego), a administracyjnie znalazła się w granicach starostwa pilzneńskiego, w sprawach kościelnych natomiast jurysdykcję sprawował biskup krakowski, bowiem wieś należała do krakowskiej prowincji kościelnej. Prowincjonalną władzę kościelną sprawował wówczas biskup Fulko, czyli Pełka herbu Lis (1186-1207).
Jak już wcześniej wspomniano tereny, na których znajduje dziś się min. i Lubcza były terenami mocno zalesionymi, były to bowiem krańce puszczy sandomierskiej i nie brakowało w tych lasach zwierzyny, ... jeszcze 1000 lat temu rządził tu niedźwiedź, żubr, wymarły tur i tarpan. Jak głosi legenda, w tych dziewiczych terenach bardzo lubili urządzać sobie polowania możni tamtych czasów. Ponoć bardzo często na łowy zjeżdżali tutaj różni książęta, a i sam król (pewnie ze względu na niezbyt wielką odległość od stolicy) nieraz zajeżdżał tutaj ze swoją świtą. Stąd też prawdopodobnie wzięła się nazwa miejscowości od słowa „lubić”, jako że lubili tutaj bywać. Legenda ta znajduje potwierdzenie w historii swojego istnienia, bo skoro Lubcza była wsią królewską, więc została utworzona na mocy lokacyjnego dekretu wydanego przez samego króla, a przecież nazwę tworzonej wsi zawsze nadawał lokator. O tym, że tereny te były ulubionym miejscem polowań mówią też zapisy kronik parafialnych, które zawierają informację, że jeszcze w XV wieku zajeżdżał tutaj król Jan Olbracht z rodu Jagiellonów, brat św. Kazimierza. Istniały tu także stawy rybne, które miał upodobać sobie Jan Długosz, przybywając tu wraz z synami królewskimi (Długosz był wychowawcą synów Kazimierza Jagiellończyka). Można wobec tego przypuszczać, że na tym terenie przebywał również sam królewicz Kazimierz – św. Kazimierz.
Wizyty orszaków książęcych i świt królewskich nie były bez wpływu na rozwój miejscowości. Wieś w tym czasie rozkwitała, o czym informują nas kolejne udokumentowane wzmianki i zapisy, pierwsza zatem wzmianka o kościele w Lubczy pochodzi z 1325 roku. Wzmianka ta mówi, że w 1325 r. istniał w Lubczy drewniany rzymsko-katolicki kościół pod wezwaniem św. Mikołaja.
Niewątpliwe wielkie zasługi dla dalszego rozwoju Lubczy należy oddać królowi Kazimierzowi Wielkiemu, który w 1369 r. dokonał przeniesienia praw lokacyjnych z polskich na niemieckie. Dokument lokacji Lubczy na prawie niemieckim został wystawiony w Bieczu, 24 sierpnia 1369 roku, w dzień św. Bartłomieja Apostoła. Czytamy w nim, że na prośbę Pawła Jurzyca i Macieja z Lubczy król Kazimierz Wielki pozwala założyć wieś Lubczę na prawie niemieckim. Akt ten zachował się i został opublikowany w zbiorach dokumentów Sławuckich. Jest sporządzony na pergaminie o wymiarach 49 centymetrów długości i 25 centymetrów szerokości. Jak już wcześniej wspomniałem lokowanie na prawie magdeburskim dawało mieszkańcom wsi znacznie więcej przywilejów i możliwości rozwoju osady. Król Kazimierz Wielki na tenutariuszy wyznaczył Pawła Jurzyca i Macieja z Lubczy i powierzył im obowiązki związane ze zmianą prawa lokacyjnego. Dokonując zmiany prawa osadniczego w Lubczy, wielki budowniczy Polski pamiętał też o potrzebach kościoła i dla istniejącego już kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Mikołaja biskupa przeznaczył znaczne połacie ziemskie stanowiące od tamtej pory jego uposażenie.
W roku 1402 r. dzierżawcą Lubczy został Dziersław Mleczko, a kolejne wzmianki informują nas, że w roku 1416 parafialna Lubcza określana jest nazwą Górnej, oprócz tej nazwy już w roku 1422 występują określenia Lubcza Niemiecka (tj. Górna – założona na prawie niemieckim) i Polska (tj. Dolna – założona na prawie polskim), zaś w 1461 roku występuje dodatkowo jeszcze Lubcza Średnia, a dzierżawcami Lubczy zostają Błońscy. Od 1504 roku występują już tylko dwa określenia tj. Lubcza Górna i Lubcza Dolna.
Historia miejscowości została szeroko opisana w pracy zbiorowej „Lubcza dawniej i dziś, 800-lecie wsi” wydanej w 1997 r. w 800 rocznicę powstania miejscowości, do studiowania której odsyłam.
Jako parafia Lubcza należała do dekanatu pilzneńskiego, do którego wtedy należały jeszcze parafie w Bieździedzy, Brzostku Dobrkowie, Frysztaku, Gogołowie, Gumniskach, Kleciach, Lubli, Łękach Górnych, Pilźnie, Przeczycy, Siedliskach, Sieklówce i Zwierniku.
Należy również wspomnieć o ludziach, którzy znacząco przysłużyli się do dużego rozwoju Lubczy, a byli to jej kolejni tenutariusze (dzierżawcy) jak: Aleksander Ossoliński – podskarbi koronny, fundator i dobrodziej „szpitala” dla ubogich w Lubczy, Remigiusz Grocholski – chorąży Racławski, regimentarz i zastępca hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego, Jan Dunin Wąsowicz – łowczy inowłodzki, Hiacynt Ogrodzki – sekretarz królewski, Jan Piegłowski, który rozwinął i unowocześnił rolnictwo, założyciel cegielni, browaru, dwóch młynów, warsztatów tkackich, założył przysiółek Piegłów i urządził stawy rybne. Ostatnim dzierżawcą wsi był Roman Broniewski. Niewątpliwie wielką postacią dla Lubczy był ks. Józef Lenartowicz – fundator i budowniczy kościoła, plebanii, szkoły i ochronki dla sióstr zakonnych.
Ks. Józef Lenartowicz
Przełom XIX i XX w. to duże zmiany w kraju, ale także i w Lubczy, a dające się najbardziej zauważyć szczególnie w rolnictwie. Rozwój handlu i napływ tanich towarów tekstylnych spowodował, że uprawa lnu i konopi przestała być opłacalna, dlatego coraz większego znaczenia zaczął nabierać chów bydła i trzody chlewnej, a to z kolei wpływało na zmianę upraw rolnych. Zaczęto siać więcej zbóż i koniczyny oraz uprawiać więcej roślin okopowych jak ziemniaki i buraki, a na większe i lepsze plony znaczący wpływ miała większa ilość wywożonego w pole, wyprodukowanego przez hodowane zwierzęta, obornika. W tym też czasie, bo 21.04.1884 r. na proboszcza parafii Lubcza został zamianowany ks. Józef Lenartowicz, który stał się niestrudzonym orędownikiem rozwoju i nowoczesności, a także wielkim działaczem oświatowym. Za jego administrowania Lubcza prężnie się rozwijała, bowiem został wybudowany nowy murowany kościół, plebania i ochronka dla Sióstr Kanoniczek Św. Ducha de Saxia (Duchaczki). Rolą i zadaniem sióstr Duchaczek było wypełnianie swojej misji, a więc niesienie pomocy potrzebującym: chorym, ubogim, sierotom i owdowiałym. Siostry, opiekując się dziećmi, miały uczyć je śpiewu, pacierza oraz udzielać lekcji czytania i pisania i do tych celów przejęły jednoklasową szkółkę elementarną z zamiarem przekształcenia jej w szkołę trzyklasową.
Wspominając imię ks. Lenartowicza, w lubeckiej parafii do tej pory mówi się o nim jako o fundatorze tutejszego kościoła, bowiem liczące już nieco ponad 120 lat budynki kościoła i plebanii stanęły, jak podają „Schematyzmy”, staraniem tylko i wyłącznie księdza Lenartowicza. Sam zabiegał o fundusze na ich budowę i o robociznę, a zabiegi te zaczął już w 1886 r.. Jak informują nas podania, rowy pod fundamenty plebani zaczął kopać proboszcz wraz ze swym ojcem Tomaszem, bo nikt na wezwania proboszcza zjawić się nie raczył. By zachęcić wiernych do pracy i ofiarności, złożył ks. Lenartowicz obietnicę, którą sam spisał, że 100 mszy św. za ofiarodawców odprawi, choćby który złotego na budowę kościoła przeznaczył. Sam też nie uchylał się od powinności i ponoć ilekroć podróżował pociągiem, tylekroć orędował „na kościół”, jak było wtedy w prawie i zwyczaju.
Postaram się zatem, choć w krótkim zarysie przybliżyć postać tego mocno zasłużonego dla Lubczy księdza i człowieka o wielkim umyśle i różnorakich pasjach.
Józef Lenartowicz urodził się 05.03.1852 roku w Wieliczce, a jego rodzicami byli Tomasz Lenartowicz i Katarzyna z d. Ciężkiewicz. Ojciec był stolarzem w kopalni soli w Wieliczce i wpoił swoim dzieciom zamiłowanie do wiedzy i pracy. Po ukończeniu Szkoły Ludowej w Wieliczce uczęszczał do Gimnazjum św. Anny w Krakowie, które ukończył w 1872 roku. W tym samym roku rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na Wydziale Filozoficznym, a jednocześnie był kadetem, jednorocznym ochotnikiem w 13 Pułku Piechoty, stacjonującym w Krakowie na Wawelu. Po roku studiów, w 1873 r. zrezygnował ze studiów i wstąpił do Tarnowskiego Seminarium Duchownego, po którego ukończeniu przyjął święcenia kapłańskie z rąk Księdza Biskupa Pakulskiego i po rocznych wakacjach udał się na pierwszą placówkę wikariuszowską do Pilzna, gdzie został pomocnikiem dziekana Ignacego Loyoli Wieniawy - Długoszowskiego, księdza już słusznego wieku. Stanowisko to sprawował przez 5 lat, dzięki czemu mógł poznać bliżej Lubczę i okolicznych wiernych. W 1882 roku został zamianowany na samodzielnego administratora parafii w Bruśniku, a w rok później administratorem parafii w Radgoszczy. W roku 1884., jak już wcześniej wspomniałem, został mianowany na proboszcza parafii w Lubczy, gdzie pozostał na tej godności przez dwadzieścia cztery lata, a urząd ten objął po zmarłym proboszczu ks. Ignacym Łomnickim. Pierwszym dokonaniem księdza Lenartowicza w Lubczy była bezlitosna walka z alkoholizmem, który w owych czasach był plagą wśród podtarnowskich chłopów. Tak więc, idąc w ślady słynnego pijakożercy księdza Siemieńskiego z Szynwałdu, podjął walkę z miejscowymi właścicielami karczm i gorzelni. Dochody z karczm czerpały dwory i Żydzi, którzy sprzedawali chłopom wódkę na kredyt, częstokroć zawyżając należne im kwoty. Należności od swoich wierzycieli Żydzi odbierali po żniwach wraz z lichwiarskimi procentami. Prowadziło to niejednokrotnie do sytuacji, w której chłop, nie mogąc spłacić zadłużenia, tracił swoją ziemię, która była przejmowana za długi. Toteż ksiądz Lenartowicz walczył z miejscowymi Żydami, którzy parali się sprzedażą wódki. Efekty tych działań były widoczne już po kilku latach, bo podczas wizyty dziekańskiej w 1886 r. mógł już podać 450 ślubowań dotyczących abstynencji, a także zaprzestano organizowania w karczmach wesel, chrzcin i styp pogrzebowych, które zaczęto urządzać w domach. Zwieńczeniem jego wysiłku w kwestii pijaństwa było to, że z 12 istniejących w Lubczy karczm nie pozostała ani jedna, a Żydzi zmuszeni byli do zajęcia się innymi formami zarobkowania łącznie z uprawą ziemi zdobytej przez lichwę. Przez swoje działanie proboszcz mocno naraził się dworom posiadającym gorzelnie i Żydom dzierżawiącym gospody i czerpiącym niemałe korzyści z pijaństwa wieśniaków. Co nie obeszło się bez przykrych konsekwencji w późniejszej jego pracy.
Ksiądz Lenartowicz był wymagający dla innych, ale też i dla siebie. Po objęciu parafii zrezygnował z prowadzenia własnego gospodarstwa, zostawiając to rodzinie, która zamieszkiwała z nim do około 1890 roku. Żył bez posiadania jakiegokolwiek inwentarza, prawdopodobnie utrzymywał się z dzierżawy plebańskiego pola. Najczęściej chodził na piechotę lub poruszał się prostą furmanką, dużo chodził po okolicznych górach i lepiej poznawał życie swoich parafian. Bogatych obywateli odwiedzał najczęściej w sprawach kwestowania na budowę nowego kościoła, sam świecąc przykładem, dając spore sumy. W pierwszych latach proboszczowania dał się poznać jako człowiek gwałtowny i nieznoszący sprzeciwu, a jego kazania bardziej przypominały szkolną lekcję, niż ewangelizację. Przekazy mówią, że spowiadał surowo własną matkę i siostrę, dla której napisał „Sto rad i upomnień dla siostry Stefanii”. Pracował w pojedynkę, co wprawiało w zdumienie wiernych i okolicznych proboszczów, wstawał ze świtem, kładł się o zmierzchu, całkowicie oddany czasowi wyznaczanemu przez słońce.
Ks. Józef Lenartowicz przeszedł do historii lubeckiej parafii jako wielki społecznik i organizator wielu stowarzyszeń przykościelnych, takich jak:
- Towarzystwo Wstrzemięźliwości
- Apostolstwo Modlitwy
- Bractwo Żywego Różańca
- Towarzystwo Opieki św. Józefa
- Papieskie Dzieło Dziecięctwa Jezusowego
- Towarzystwo św. Franciszka Ksawerego
- Stowarzyszenie Matek Chrześcijanek
- Towarzystwo Śpiewacze św. Cecylii
Na kartach lubeckiej historii ks. Lenartowicz zapisał się również jako wielki promotor śpiewu kościelnego nie tylko w parafii, ale całym dekanacie pilzneńskim. Bo od 1893 roku był dekanalnym inspektorem w sprawach śpiewu kościelnego, a w latach 1904 – 1908 członkiem Rady Diecezjalnej w Tarnowie. Ponadto wykazywał duże zainteresowania astronomią, malarstwem i architekturą. O jego zdolnościach malarskich świadczy wiszący w zakrystii lubeckiego kościoła obraz – autoportret. Ponadto sam zaprojektował swój grobowiec, w którym spoczywają zwłoki jego i jego ojca, a także miał niemały udział w tworzeniu projektu nowego kościoła, który stworzył architekt Adolf Juliusz Stapf po uwzględnieniu wskazówek ks. Lenartowicza i konsultacjach ze znamienitym wówczas architektem lwowskim Janem Sas-Zubrzyckim. Ksiądz Lenartowicz ponoć własnoręcznie rzeźbił niektóre elementy użyte do wystroju nowego kościoła.
Oprócz rozlicznych zainteresowań ks. Józef Lenartowicz posiadał jedną wielką pasję, której w wolnych chwilach oddawał się bezgranicznie. Będąc uzdolnionym muzycznie i uwielbiając śpiew, sam stworzył wiele sakralnych utworów muzycznych, spośród których najbardziej znane to: „Pieśń do św. Walentego”, „Msza za umarłych na cztery głosy mieszane”. Komponował muzykę do inscenizacji jasełkowych, reżyserował kościelne i patriotyczne przedstawienia, a nawet nie bał się odtworzenia wydarzeń 3 Maja czy Insurekcji Kościuszkowskiej. Pokazywał żywoty świętych, które cieszyły się wielkim powodzeniem w okolicy. Został zapamiętany też jako gorliwy wyznawca i niestrudzony krzewiciel kultu św. Walentego.
Obok pracy duszpasterskiej lubecki proboszcz prowadził na terenie parafii działalność inwestycyjną. W 1885 r. rozpoczął budowę nowej murowanej plebanii, bo stara, drewniana, zniszczona i zagrzybiona nie nadawała się do dalszego użytkowania. Do budowy plebanii ks. Lenartowicz zaangażował swoich parafian, i tak ci, którzy uchylali się od pracy fizycznej, zobowiązani byli do płacenia składek w określonej wysokości, a pozostali odrabiali dniówki robocze przy pracach budowlanych.
Rozpoczęte prace związane z budową plebanii zrodziły u Lenartowicza kolejną myśl – budowę nowego kościoła, murowanego, który mógłby zastąpić ten dotychczasowy – drewniany. Pomysł ten został przyjęty bardzo chłodno, a brak środków i sknerstwo parafian spowodowały, że znów proboszcz musiał zająć się wszystkim, całą logistyką.
Równocześnie w tym czasie u księdza Józefa zrodził się pomysł sprowadzenia do Lubczy sióstr zakonnych, rolą których oprócz ewangelizacji dzieci miałaby być edukacja dzieci i młodzieży, opieka nad chorymi i starszymi, pomoc potrzebującym, nauka śpiewu i dobrych obyczajów. Toteż już w 1893 roku na fundamentach tzw. „Murowanki” (czyli prawdopodobnie pozostałości po jakimś dawnym folwarcznym browarze lub gorzelni) rozpoczął budowę ochronki klasztornej i wystąpił do kurii o utworzenie klasztoru w Lubczy. W roku 1894., a więc w dziesięciolecie swych rządów otrzymał zgodę kurii oraz zgodę na władzę spowiadania sióstr zakonnych. W 1895 roku została ukończona budowa ochronki, a do Lubczy przybyły siostry zakonne wraz ze swoją przełożoną siostrą Rafaelą i w swoim „Schematyźmie” prosiły o kanoniczną instytucję zgromadzenia czyli przywilej mszy świętej w kaplicy zgromadzenia i przechowywanie Najświętszego Sakramentu. Tak wyglądały początki budowy kościoła, ale dzięki uporowi księdza, jego wytrwałości i nieustępliwości wobec oportunizmu niektórych w przeciągu pięciu lat stanął nowy kościół. Uroczysta konsekracja nowo wzniesionej świątyni odbyła się w 1902 roku. Praca duszpasterska i inwestycyjna nie przeszkadzała księdzu w działalności w zakresie podniesienia stanu higieny mieszkańców parafii. W swoim wizjonerstwie wyprzedzał o około 30 lat działania premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego i wymagał od swoich parafian budowania toalet w swoich zagrodach, a ponadto zachęcał wszystkich do dbałości o piękno i estetykę ubioru zarówno świątecznego jak i tego codziennego.
Przy budowie kościoła mocno zaangażowanych było kilkanaście rodzin z Lubczy, niektórzy z nich, podobnie jak w innych miejscowościach, nosili nazwiska, które wzbudzały różne skojarzenia, dlatego w ramach wdzięczności, w porozumieniu z władzami cesarskimi starał się o ich zmianę.. Takim przykładem była zmiana nazwiska Heretyk na Cieślikowski. Z przekazów wiemy, że rodzina ta miała niemałe zasługi przy wykonywaniu konstrukcji dachu czyli ciesielstwie, stąd pewnie pomysł na nazwisko. Podczas budowy nowego budynku kościoła u ks. Lenartowicza pojawiła się kolejna myśl. Ponieważ kult Najświętszego Serca Jezusowego był w owych czasach jeszcze mało czczony, fundator i budowniczy podjął starania, aby nowa świątynia była właśnie pod tym wezwaniem. W liście do Biskupiego Ordynariatu w Tarnowie z dnia 22.08.1899 r., prosił o wyjednanie u Stolicy Świętej indultu na oddanie nowego kościoła pod opiekę Serca Jezusowego wraz z odpustami na całą oktawę Uroczystości Serca Jezusowego i przepisami „Octavarium”. Dekret ten otrzymał od papieża Leona XIII w dniu 19.09.1899 roku. Na uroczystość konsekracji kościoła, która miała miejsce 06.06.1902 r., ks. Jozef Lenartowicz wydał okolicznościową kartkę pocztową.
Wielka dusza artysty, światowość, drzemiący w nim umysł filozofa i człowieka nauki, a z drugiej strony wielka gospodarność i charakter człowieka pracy musiały wzbudzać i wzbudzały wśród mieszkańców parafii wielkie kontrowersje. Ujawniły się one wkrótce po uroczystej konsekracji nowego kościoła p.w. Najświętszego Serca Jezusowego w 1902 roku, gdy ksiądz Józef zrezygnował z pomocy Sióstr Duchaczek w zakresie oświaty i opieki społecznej. W tym to okresie dotknęły go wielkie przykrości i oszczerstwa ze strony niektórych parafian, z tego też powodu dn. 03.05.1093 r. ks. Lenartowicz wygłosił przed Komitetem Parafialnym oświadczenie dotyczące całości prac przy budowie nowej świątyni. Oświadczenie to było przepełnione wielkim żalem i goryczą, a jego charakter był niemal apokaliptyczny.
Po ukończeniu budowy kościoła w 1903 roku i związanym z tym wysiłkiem zarówno fizycznym jak i psychicznym, ksiądz Józef postanowił nieco podreperować swoje mocno nadwyrężone zdrowie, a także poświęcić się swoim pasjom i samokształceniu. Okres ten trwał kila lat, aż do 13.12.1908 r. kiedy zastąpiony przez nowego administratora, złożył probostwo i wyjechał z Lubczy. W kolejnych latach jako już ksiądz-emeryt szukał dla siebie zajęcia poza diecezją tarnowską, min. w Kochawinie (w archidiecezji lwowskiej), Klęczy Dolnej (w diecezji krakowskiej) i jako kapelan sierocińca i domu starców prowadzonych przez SS. Szarytki w Czarkowie (archidiecezja lwowska). W końcu, 22.04.191 r. na zaproszenie Towarzystwa św. Filomeny przybył do prowadzonego przez SS. Józefitki Domu dla Nieuleczalnie Chorych i jako kapelan pozostał tam już do końca swoich dni. Przebywając w Tarnowie, zatrudnił się jeszcze jako katecheta w szkole ćwiczeń przy Nowym Świecie, w której jak głoszą utrwalone wspomnienia zamiast lekcji religii i Katechizmu wykładał swoim uczniom rozumianą na swój sposób astronomię.
Teofil Lenartowicz przyjeżdżał do ćwiczeniówki na rowerze. Choć stary, wysoki i kościsty jak straszydło, hamował swój pojazd dokładnie przed progiem szkoły, zaraz po opętańczym zjeździe ulicą Kopernika. I natychmiast wnosił go niby piórko na korytarz. W zakurzonej i poplamionej sutannie wkraczał, nie zwlekają, do klasy zaczynał w imię Boże każdą lekcję tym samym zawsze zapytaniem – Masz cukierki? /…/ „Księdzu Lenartowiczowi nie w głowie było pytanie uczniów z zadanych lekcji katechizmu i dziejów biblijnych. Myśl jego zaprzątała tajemnica wszechświata. Cały świat dał się od wieków przekonać wywodom zbłąkanego konfratra Mikołaja Kopernika, a tylko ksiądz Lenartowicz wytrwale wzbraniał się przed uznaniem błędnych poglądów o obrotach ciał niebieskich i walczył w słowie, piśmie i obrazie o zwycięstwo oczywistej prawdy, że słońce wokół ziemi, a nie ziemia kręci wokół słońca. Dowody swe popierał pięknie wydanym za osobiste środki atlasem gwieździstych przestrzeni i wykresami dróg słońca, z których niezbicie wynikało, że jednak słońce się kręci. Te atlasy sprzedawał autor zamożniejszym uczniom szkoły powszechnej.
Kupno atlasu oznaczało co najmniej dobry stopień z religii.” – pisał o księdzu Józefie Lenartowiczu niezmordowany w przedstawianiu w pikantny sposób dziejów przedwojennego Tarnowa Jan Bielatowicz. Co prawda w podanym wyżej cytacie jest pewna nieścisłość, bowiem Jan Bielatowicz pomylił kolejność imion księdza Lenartowicza i zamiast pierwszego - Józef użył drugiego - Teofil, to jednak charakterystyka jego postaci ujęta we wspomnienia autora w pełni oddaje sylwetkę księdza. „Był to światły duszpasterz, umiejący trafić niewyszukanym słowem prosto w sedno zagadnień. W czwartej klasie powszechnej roztrząsał między innymi sprawę rozwodów. Dyktował uczniom do zapisania pytanie i odpowiedź o tym przedmiocie w taki sposób: „dlaczego nie wolno się rozwodzić. Pytajnik. – „Żeby dzieci potem nie latały za rodzicami i nie oszczekiwały ich jak pieski. Wykrzyknik” – Zwięźle i celnie”.
W ostatnich latach swojego życia ks. Józef Lenartowicz napisał jeszcze jedną książkę pod tytułem „Wanda Druga”, w której opisał historię wielkiej miłości polskiej dziewczyny i oficera austriackiego. Książeczka owa była wypełniona moralizatorskimi pouczeniami i wielce patriotycznymi przesłaniami, nawoływała do trwania przy polskości, pomimo zaborów. Sam ksiądz zasłynął z tego, że nie obawiając się szykan ze strony władzy, potrafił odmówić przyjęcia orderów i odznaczeń austriackich.
Ostatni rok życia spędził już na łożu śmierci, ciężko chorując i przygotowując się żarliwie na odejście do Boga. Zmarł 03.04.1936 r. w Tarnowie, zaopatrzony sakramentami, a jego zwłoki zostały przewiezione do Lubczy i pochowane obok swojego ojca, w wybudowanym wcześniej grobowcu, w pobliżu kaplicy cmentarnej.
Z opowiadań starszych mieszkańców parafii i z przetrwałych fotografii wiemy, że fizycznie był to człowiek wysokiego wzrostu, postawny, o bystrych szarych oczach z bujną fryzurą. Jako osoba był człowiekiem o rozlicznych i zróżnicowanych zainteresowaniach popartych rzetelną wiedzą i dobrym wykształceniem i że przyszło mu żyć i pracować w warunkach mocnego zapóźnienia rozwojowego. Toteż śmiało można go nazwać człowiekiem renesansu pomimo tego, że żył na przełomie XIX i XX wieku, był przy tym człowiekiem wielkiej pracy, skromności i ubóstwa, a energia w działaniu, samozaparcie i konsekwencja nadawały rytm jego pracy. Te cechy z kolei są charakterystyczne dla osób żyjących w ówczesnych czasach, a więc czasach pozytywizmu. Zatem należy zadać sobie pytanie, czy w osobie Józefa Lenartowicza następowało starcie cech dwóch różnych epok literackich? Czyli wykształcenie otrzymane w duchu romantyzmu oraz istnienie i funkcjonowanie w epoce pozytywizmu, a do tego dochodzi jeszcze dusza wielkiego artysty i człowieka otwartego na naukę.
Grób ks. Józefa Lenartowicza i jego ojca Tomasza (fot. S. Marcinek)
Z pewnością nie jesteśmy upoważnieni do oceny czy charakterystyki stanu ducha i umysłu, czy filozofii życiowej księdza Józefa. Jednak mamy prawo i możemy śmiało stwierdzić, że był to człowiek o światłym umyśle, posiadający wielki zmysł organizacyjny i cechujący się wielkim artyzmem. Potwierdzeniem tej tezy są honory jakie otrzymał od ówczesnych władz państwowych i kościelnych, a były to:
- Prawo noszenia rokiety i mantoletu
- Złoty Krzyż z Koroną
Uhonorowania te nie zyskały jednak aprobaty ówczesnego społeczeństwa, a dopiero po wielu latach od śmierci księdza społeczność doceniła jego wielki wkład pracy na rzecz Lubczy zamieszczając w kościele, w prezbiterium tablicę pamiątkową o treści.
„Księdzu Józefowi Lenartowiczowi fundatorowi kościoła, plebanii, ochronki oraz wielu innych dzieł dobroczynnych w parafii wdzięczni parafianie lubeccy"
Tablica ta obecnie mieści się na ostatnim filarze kościoła w pobliżu chóru i została tam przeniesiona podczas ostatniego remontu kościoła w 1973 r.
Opracował: Szczepan Marcinek
Tekst został zamieszczony w kapsule czasu, która została wmurowana w odnowionym budynku Ochronki w Lubczy.